26.04.2024

Savoir-vivre przy ładowarce

Przed wieloma laty w tygodniku „Przekrój” była rubryka, w której podpowiadano jak się w określonej sytuacji właściwie zachować. Rubrykę redagował Jan Kamyczek (pseudonim jednej z dziennikarek), a porady dotyczyły tego, jak np. korzystać z noża i widelca, kto pierwszy powinien powiedzieć „dzień dobry” czy komu należy ustąpić miejsca w tramwaju. Dziś trudno doszukać się gdziekolwiek porad savoir-vivre'u. Wielka szkoda, bo przyzwoite zachowanie nie jest w cenie i przydałoby się niektórym kierowcom podpowiedzieć, jak postępować, niekoniecznie na salonach.

 

Weźmy chociażby korzystanie z ogólnodostępnych ładowarek, których wciąż jest mało i tym bardziej trzeba umieć współdzielić się nimi z innymi posiadaczami aut z silnikami elektrycznymi lub chociażby z hybrydami plug-in.

Miałem niedawno „przygodę”. Chciałem sobie dorzucić prądu właśnie do baterii hybrydy PHEV i podjechałem pod taką publiczną ładowarkę. Niestety, dwa z trzech dostępnych kabli były podłączone pod auta. Ponieważ nie wiedziałem, kiedy mogą się pojawić ich użytkownicy, postanowiłem pojechać w inne, oddalone o kilka kilometrów miejsce, gdzie miałem nadzieję załadować trochę prądu. Niestety, tam z kolei posiadacz elektrycznego BMW (przypadek?) tak ustawił swój bolid, że nijak nie mogłem skorzystać z jednego z wolnych kabli. Oczywiście także nie byłem w stanie się dowiedzieć, kiedy panisko raczy wrócić do swojej maszyny i dać mi szansę na naładowanie. W sumie przejechałem ok. 20 km w poszukiwaniu miejsce na zrobienie zapasu prądu i do domu wróciłem z niczym. Na szczęście auto miało także silnik spalinowy, więc aż tak wielkiego bólu nie było.

Wystarczyło jednak, żeby w każdym z ładowanych aut właściciele zostawili za szybą wskaźnik, do której godziny będą blokować dostęp do ładowarki. Pozwoliłoby to przynajmniej ustalić, czy warto czekać na wolny kabel czy raczej jechać w poszukiwaniu innej ładowarki. Powiecie, że są przecież aplikacje informujące o dostępności kabli do ładowania w konkretnych punktach ładowania, ale kto jeździł „elektrykiem” ten wie jak często aplikacja oszukuje. Poza tym aplikacja nie wyświetli informacji, że komuś nie chciało się tak ustawić samochodu żeby inni także mogli podjechać i załadować prądu.

Tygodnik „Przekrój” był pismem dla inteligencji, więc nie ma nadziei, że nawet gdyby dzisiaj istniał, pan/pani z BMW by w nim przeczytali, gdzie fakt, że kupili sobie drogi wóz nie ma znaczenia. Może jednak pomysł z tarczami informującymi o czasie ładowania, takimi jak są w niektórych krajach i mówią o czasie postoju na parkingu warto byłoby uczynić obowiązkowymi.