auto1
15.07.2022

Zmęczeni kierowcy tirów – mniej bezpiecznie na drogach

Nie ma dnia aby w serwisach informujących o wypadkach na polskich drogach nie było przynajmniej jednej wiadomości o tym, że w tragedii brał udział jakiś tir. Kilka tygodni temu, bodaj na Śląsku dwie wielkie ciężarówki zmiażdżyły, między sobą, auto osobowe. Podobny wypadek miał miejsce niedawno na autostradzie A1. Co rusz dochodzi do zderzeń tirów nie tylko na autostradach, ale również na mniej ważnych drogach.


Nie wiem, czy ktoś gromadzi informacje o tym, dlaczego tyle potężnych ciągników siodłowych z naczepami albo zderza się między sobą, wypada z drogi i ląduje w rowie albo uderza w mniejsze auta zabijając podróżujących nimi ludzi.

Kiedy przejrzałem trochę opisów tych dramatów dochodzę do wniosku, że wtedy, gdy winny jest kierujący wielkim autem jego przyczyną jest nieostrożność. Jednak za tym określeniem kryje się nie tylko nieuwaga czy brak koncentracji kierowcy. Czasem jest to chwilowe przyśnięcie, a czasem nawet zawał serca. A wszystko bierze się stąd, że prowadzący duży pojazd jakim jest niewątpliwie tir jest po prostu zmęczony z przepracowania. Swój niechlubny udział mają w tym warunki pracy kierowców ciężarówek i ich trakerski tryb życia.

Przed laty odbyłem podróż z Polski do Szwajcarii i z powrotem w kabinie ciągnika siodłowego. Wtedy liczyły się diety w dewizach, drobny handelek i oszczędzone paliwo. Dziś, choć kabiny tirów są nieporównywalnie lepiej wyposażone, kierowcy, przynajmniej ci jeżdżący na zachód Europy niczego (chyba) nie szmuglują, to jednak ogólne warunki pracy i wypoczynku w trasie pozostały takie same: spanie w kabinie, jedzenie zupek z proszku lub ze słoików zabranych z domu i pogawędki często przy wódeczce z kolegami w czasie przymusowych postojów. Potem po okresie ustawowego odpoczynku wyjazd na trasę i monotonna jazda setkami kilometrów. Jednym słowem nuda i kołowrotek. Większość żyje jak ten chomik co przebiera ile tchu nogami w obracającym się bębenku, a końca drogi nie widać. Dzień podobny do dnia i ten bezustanny wyścig z czasem. Tir zarabia jak wiezie ładunek. Przestoje to dla właściciela firmy dokładanie do interesu.

Opowiadał mi niedawno taki szofer, jak będąc gdzieś w Niemczech dostał od szefa z Polski zapytanie o szybki powrót, bo był jakiś pilny, intratny dla firmy transport. Na próbę wyjaśnienia, że właśnie ma zjeżdżać na postój dostał propozycję: a za 500 euro na jutro wrócisz? Chyba byłbym głupi gdybym odmówił – stwierdził na takie dictum. Tirowcy mają swoje sposoby na obejście legalnych tzw. tarczek i bez wahania ruszają w drogę wtedy, gdy powinni odpoczywać.

- Po załadunku w kraju, mając pięć stówek euro w kieszeni ruszyłem w kolejny kurs – mówił mi mój rozmówca. Dzięki kawie, Red Bullowi i nie tylko (?) jakoś dałem radę. Mogłem potem córce za maturę sprawić ekstra prezent.

Oczywiście nie wszyscy, którzy prowadzą tiry tak żyją. Nie zmienia to faktu, że koniecznie trzeba się przyjrzeć, jak pracuje kierowca wielkiej ciężarówki. Nie bardzo wiem kto miałby to zbadać i wyciągnąć wnioski, ale im szybciej zostanie to zrobione tym lepiej dla wszystkich, którzy nie tylko wyjeżdżają na drogi.