auto1
01.07.2022

Traumatyczne przeżycia „atrakcją” na polskich drogach

Dylemat, gdzie spędzić urlop i w jakiej formie, spędzał i spędza sen z oczu wielu Polakom.
Po pierwsze – gdzie ? W kraju drogo, za granicą niby taniej, ale słaby złoty wyrównuje szanse. Po drugie – jak? Do tej pory (piszę to pod koniec czerwca) po Europie bardziej opłacało się jednak jeździć samochodem, bo w ruchu lotniczym było zagrożenie - jak nie strajkami kontrolerów, to kolejkami na lotniskach z powodu braku personelu. Wygląda więc na to, że taniej i pewniej będzie dla kilkuosobowej rodziny wyjazd autem, zarówno w Polsce jak i - w rozsądnej odległości - w Europie.


Rozróżniam kierowców (względem zachowania, bo umiejętności każdy uważa, że ma najlepsze):

- tych korzystających z aut prywatnych,

- tych mających możliwość wykorzystania auta służbowego do celów prywatnych

oraz

- kierowców polskich poruszających się w ojczyźnie,

- kierowców polskich poruszających się poza granicami kraju.

Jeśli chodzi o kierowców aut prywatnych i służbowych (używanych prywatnie) to nastąpiła zdecydowana poprawa w sposobie jazdy. Szeroko rozumiana polityka flotowa, szkolenia bezpiecznej jazdy, kultura i wyrozumiałość wobec innych, a także zasada ograniczonego zaufania plus nagradzanie za bezwypadkowa jazdę, zrobiły swoje. Również poza granicami kraju kierowcy ci dostosowują się do sposobu jazdy tubylców, na ogół władają jakimś językiem, zatem są mniej zakompleksieni.

Kierowcy aut prywatnych dysponują zazwyczaj trochę gorszym sprzętem (stąd niepotrzebne kompleksy, potęgowane brakiem znajomości języków obcych). Ponadto za granicą nieuchronność kary, wysokość mandatów, brak pobłażania dla piratów drogowych studzi emocje. Staramy pokazać się też z lepszej strony, aczkolwiek spotykamy się też z chamskim zachowaniem (środkowy palec), za który w wielu krajach płaci się słony mandat. Znani jesteśmy również z tego, że notorycznie nie używamy kierunkowskazów, albo włączamy je już podczas wykonywania manewru.

Niestety, w Europie i na świecie mamy opinie bardzo złych i agresywnych kierowców. Jeżdżąc w Polsce, wszystkie te wyżej wymienione sytuacje jeszcze się potęgują, dochodzi brawura, jazda „na gazetę” lub jak kto woli „na zderzaku”, no i nasz „narodowy sport” czyli jazda „na podwójnym gazie”.

Wielu moich przyjaciół, znajomych i rozsiana po świecie rodzina woli więc nie poruszać się po Polsce swoim autem, bo szok jaki przeżyli i trauma pozostaje na długo. No cóż, tolerancyjni to my nie jesteśmy.

W swoich felietonach często porównuję Polskę do krajów anglosaskich, szczególnie do Wielkiej Brytanii i Londynu gdzie przyszło mi dość długo żyć i oczywiście korzystać z samochodu. Dopuszczalny limit alkoholu we krwi kierowcy jest tam bardzo wysoki, bo 0,8 promila (poza Szkocja, gdzie jest 0,5) , czyli prawie butelka wina, parę ginów z tonikiem czy parę pint piwa. Anglik po wypicie jakiejkolwiek ilości alkoholu, tam gdzie jest ograniczenie prędkości do 30 mil jedzie 15 mil na godzinę. Chce dojechać do domu cały i zdrowy (a propos, angielskie drogi należą do najbezpieczniejszych w Europie).

Polak po wypiciu odwrotnie - tam gdzie jest 50 km/godz. jedzie 100 km/godz. Strach pomyśleć co by było, gdyby w Polsce był limit 0,8 promila.

Jak wynika z opublikowanych ostatnio w naszym portalu danych, za 90% wypadków odpowiada człowiek, a główne przyczyny to niezrozumiały pospiech, nadmierna pewność siebie, brak wyobraźni i alkohol. Zatem tylko nieuchronność kary i konsekwencja , przełożenie ilości wykroczeń na wysokość ubezpieczenia (coś się u nas zaczyna dziać w tej sprawie) i rozwaga spowodują zmniejszenie ilości wypadków i liczby ofiar tychże.

Nie zaszkodziłoby też ograniczenie prędkości na autostradach i drogach szybkiego ruchu o 20 km/godz. Zmniejszy to liczbę wypadków i spadnie zużycie paliwa. Same plusy !