
Tramwajem trudno pojechać na urlop
Niby światowy przemysł motoryzacyjny w kryzysie, bo to wojna, brak chipów, poprzerywane łańcuchy dostaw, inflacja, recesja, a tu dane finansowe wskazują coś innego. Otóż, jak wynika z międzynarodowych raportów firm audytorskich z tzw. wielkiej czwórki, zysk operacyjny kilkunastu największych koncernów motoryzacyjnych na świecie wzrósł o 168% w ujęciu rocznym (kwotowo zaś do ca 134 miliardów euro).
Jak powszechnie wiadomo, największe zarobki osiąga będący w nieustannych tarapatach koncern Tesla (czy też jego szef). Nie wiem, czy Elon Musk ma się martwić czy cieszyć. Opinie o jego autach są rożne - bo się zapalają, automatyczny pilot powoduje kraksy, koszt naprawy z pozoru prostej rzeczy często przekracza granice opłacalności (czytaj: koszt nowego auta). Ubezpieczyciele wolą więc złomować te auta, często z powodu „braku mocy przerobowych”, dostępności serwisu (sic!), części i ich kosztów etc.
Ale Elon Musk jest niezatapialny (chociaż nie wiadomo czy nie „utonie” w Szprewie, gdzie rozbudowuje swój zakład). Jego auta cieszą się popularnością mimo, że widać jak na dłoni, iż ich projektanci nie mieli specjalnej weny twórczej. Auta te są dla mnie, delikatnie mówiąc, nieatrakcyjne. No, ale moda jak miłość , czasami bywa ślepa……
Nieco gorzej finansowo wypadają firmy niemieckie, ale tu bardziej dał znać o sobie kryzys chipowy. Jednak przyszłość nie będzie tak dotkliwa, bo Niemcy (razem z Amerykanami) budują u siebie jedną z największych fabryk chipów.
Zatem możemy dojść do wniosku, że przyszłość dla klientów salonów samochodowych jest świetlista i światowi potentaci będą w stanie zaspokoić potrzeby zarówno przeciętnego Kowalskiego jak i bardziej zamożnych klientów. Z pozoru tak to wygląda, ale obawiam się, że bardziej zaspokojeni będą ci bogaci, a dopiero na końcu znajdzie się ów przysłowiowy Kowalski.
Koncerny zainwestowały olbrzymie pieniądze w elektromobilność w różny dla siebie sposób. BMW zaczęło od specjalnie zaprojektowanego I3 (oraz kultowego już I8). Natomiast VW czy Mercedes zaczęły instalować silniki elektryczne w swoich standardowych modelach (chyba rozsądniej i taniej). Jakakolwiek byłaby to droga, generuje ona olbrzymie koszty inwestycyjne. Stąd koncerny chcą szybko zadowolić swoich akcjonariuszy i kręcą wyniki. Niestety, powoduje to równocześnie wzrost kosztów produkcji i sprzedaży. System zniżek i rabatów dla indywidualnych klientów idzie w zapomnienie i tym samym te kilka procent ciężko utargowanego opustu jawi się jako „big deal”.
Zatem nowe auta drożeją, a u nas „pomaga” w tym sukcesywnie słabość złotego i inflacja.
Wymogi ekologiczne też się zaostrzają na świecie. Sprowadzamy zatem coraz większy złom, starocie, których nikt już nie chce w Europie Zachodniej. Rynek samochodów używanych zresztą się kurczy, czeka nas niebawem planowany zakaz wjazdu „kopciuchów” do centrów miast. Zatem sprowadzanie starego auta nie ma przyszłości.
Dodatkowo wprowadzane zakazy spowodują wzrost popytu na auta młodsze (z wyższą normą Euro).
I gdzie tu znaleźć ma się nasz przysłowiowy Kowalski i przeznaczone dla niego proste i nieskomplikowane w obsłudze auto? Jakoś nie widzę tu realnie pozytywnych widoków. Trochę to przypomina kwadraturę koła, jako że świat jest pełen paradoksów. Auto elektryczne drogie – prąd też drogi; auto spalinowe – też drogie i jako dinozaur na wymarciu; olej napędowy drogi, a będzie jeszcze droższy. Co zatem pozostaje dla przeciętnego zjadacza chleba – transport zbiorowy ? Nie wszędzie jest tak dobry jak np. w Warszawie i w dużych aglomeracjach. Ponadto tramwajem trudno pojechać na urlop...
Na razie perspektywy są więc nijakie, ale należy poważnie zastanowić się, co dalej. Mam nadzieję, że przysłowiowy Kowalski nie będzie skazany wyłącznie na kilkunastoletni samochód typu TDI lub TSI, bo to droga donikąd, tym bardziej dla szybko postępującej wymiany pokoleniowej. Car sharing – też dyskusyjny i nie mający na świecie milionów zwolenników (to ponadto ryzykowny i daleki od zysków biznes – chyba, że przy ekonomii skali). Jakaś inna alternatywa musi się jednak znaleźć, bo nie jesteśmy przecież w stanie wyeliminować auta jako indywidualnego środka transportu.