18.11.2022

Samochody jak wino dla smakoszy - im starsze, tym lepsze

Pod koniec października odwiedziłem targi motoryzacji klasycznej w Padwie. Lubię ich atmosferę, bo Włosi naprawdę kochają samochody i choć nie pieszczą ich tak, jak np. Niemcy czy Amerykanie, to i tak widać, że są dla nich ważne. Odwiedzam Auto e Moto d’Epoca już po raz kolejny, bo tam dominują modele z lat 60 i 70. XX wieku, a dla mnie auta z tamtego okresu uchodzą za najciekawsze.


Wśród tysięcy prezentowanych w tym roku modeli zobaczyłem także przepiękne Lancie, samochody, o których lada moment świat zupełnie zapomni. Mimo, iż co jakiś czas słyszę, że Lancia znów stanie na nogi jakoś nie potrafię w to uwierzyć. Zastanawiam się, jak można było uśmiercić taką legendę, która na tle dzisiejszej masówki mogłaby błyszczeć jak żadna inna. Nie jestem jakoś specjalnie sentymentalny, ale tak samo jak Lancii żal mi Saaba. Jedna i druga miały w sobie to coś, na co zwróci uwagę tylko ktoś, kto samochody ocenia sercem, a nie tylko rozumem.

Oczywiście krytycy zarzucą mi, że przecież Lancia wciąż żyje. Naturalnie, że żyje, ale czy na jednym modelu Ypsilon można budować przyszłość, ba. nawet teraźniejszość? Toż to dogorywanie, a nie życie.

Patrząc co się dzieje dziś w branży mam spore obawy co do przyszłych losów innej ikony światowej motoryzacji, a mianowicie Fiata. Gdyby nie „pięćsetka”, która markę utrzymuje na powierzchni, pewnie tak samo jak o Lancii i Saabie czytalibyśmy już tylko w książkach do historii samochodów. Martwi mnie też to co się będzie działo z Oplem.

Kiedyś pewni młodzi znajomi zamierzali kupić nowe auto do firmy i wybrali jakieś BMW. Nie byli zbytnio przekonani do tego wyboru, ale ostatecznie przeważył fakt, że to marka z tradycją. Pewnie wśród samochodów made in Korea znalazłyby się lepsze auta, ale jednak powszechnie ceni się tu i ówdzie jeszcze to, co budowano przynajmniej 100 lat, a nie dwadzieścia czy nawet trzydzieści. Stąd wciąż określenie klasyk w stosunku nawet do samochodu japońskiego nadal według mnie jest lekkim nadużyciem. Tymczasem kto wie, czy jeszcze nie w tej dekadzie doczekamy się salonów oferujących samochody chińskie, wietnamskie, a może i te produkowane Malezji?

Tradycja, historia, dorobek - to wszystko liczy się, choć coraz mniej także w motoryzacji. Mimo, iż doceniam nowoczesność aut z „nowego świata”, które jak wina z RPA, Chile czy Kalifornii są coraz chętniej kupowane, to jednak prawdziwy koneser win nie weźmie ich do ust. Dla niego wciąż liczą się jedynie wina z winnic włoskich, francuskich oraz - wprawdzie rzadziej - ale też hiszpańskich.

Anglicy jako pierwsi roztrwonili swoją motoryzacyjne dziedzictwo, ale Włochów bym o to nigdy nie posądzał. Tymczasem przykład Lancii dowodzi, że samochody, podobnie jak wino dla prawdziwych smakoszy muszą mieć tę wartość dodaną w postaci zacnej przeszłości, z której rezygnacja jest po prostu grzechem.