
Motoryzacyjna globalna wioska
Mitsubishi ASX zaczął mi się podobać od kiedy się pojawił. Przypomnę, że było to w roku 2010. Przez 12 lat Japończycy dość aktywnie i regularnie odświeżali ten samochód, ale tak naprawdę ASX przez cały czas pozostawał takim samym niewielkim, trwałym i - co istotne - powoli starzejącym się crossoverem. Tak dojechali z nim do tego roku. Z tym większą niecierpliwością czekałem na jego najnowsze wcielenie, które zapowiadano jako zupełnie nowy model. Czy istotnie to oryginalna konstrukcja Mitsubishi?
Z wyglądu nieźle się prezentuje, a jeździć będzie pewnie też nie najgorzej skoro to bliski krewniak popularnego w Europie... Renault Captura. Tak, tak Captura, który jest w swoim segmencie liderem sprzedaży w kilku krajach Europy. Japończykom pewnie chodziło nie tyle o nowoczesność nowej generacji ASX, ale o sprawdzoną konstrukcję, która się nie przyniesie marce wstydu, a czego dowodem jest poziom sprzedaży crossovera Renault. Fakt, że to akurat licencja tego modelu nie dziwi. Wszak od kilku już lat Mitsubishi, podobnie zresztą jak Nissan, przystąpiło do Aliansu z Renault. Wymiana pomysłów między partnerami wydaje się zatem oczywista. Czy jednak Mitsubishi nie miało u siebie zdolnych inżynierów, którzy byliby w stanie stworzyć oryginalny projekt? Pewnie ma takich, ale szybciej i taniej było kupić gotowca. Padło na Captura i chyba nie był to zły pomysł.
Był (bo już nie żyje) taki gość w Kanadzie, który nazywał się Herbert Marshall McLuhan i w latach 60. zeszłego wieku obwieścił coś, w co wtedy trudno było uwierzyć. Otóż ten spec od komunikacji międzyludzkiej uważał, że jeszcze w XX wieku między państwami na całym świecie pojawi się tyle wspólnych rzeczy, że niezależnie od tego, czy to będzie Antarktyda, Afryka Równikowa czy Białoruś, to ludzie będą to samo mieli w domu, na osiedlu czy w kościele. Wizjonerski Kanadyjczyk nie wiedział jeszcze, że będzie internet i telefonia komórkowa. Najpierw chodziło mu głównie o wymianę myśli, ale przecież skutkiem tego są także wymiany projektów samochodów.
Pisałem niedawno, że Mazda zamiast własnymi siłami budować napęd hybrydowy kupiła taki gotowy od Toyoty. W ten sposób napędzana hybrydą Mazda 2 jest niczym innym jak hybrydową Toyotą Yaris. Czy to źle? Absolutnie nie! Po co wyważać otwarte drzwi tracąc czas i przede wszystkim pieniądze na coś co już jest zrobione i do tego całkiem przyzwoicie. To tylko my wybzdyczamy się na narodowe auto elektryczne podczas gdy świat ma takich projektów na pęczki.
Ale ten tekst nie o tym, że Izera to wyrzucone pieniądze. Chodzi mi raczej o to, że owa globalna wioska McLuhana coraz bardziej widoczna jest także w motoryzacji. Firmy od lat wymieniają się gotowymi projektami (oczywiście nie za darmo), a bliźniaczych aut jest już grubo ponad setka. Zaoszczędzone w ten sposób pieniądze można przeznaczyć na coś innego. Czy zawsze z korzyścią dla tych co kupują nowe auta to już inna sprawa, ale przynajmniej nie każda marka musi na własny rachunek sobie coś wykombinować, aby tylko móc się chwalić, że to jej, oryginalne etc.