15.11.2021

Lepszy pic niż nic?

Bez zbędnych wstępów odpowiem, że mieszkańcy Wielkopolski imponują mi pracowitością, fachowością, rzetelnością i jeśli się już za coś biorą na serio to wiadomo, że będzie to sukces. Oczywiście są od tego wyjątki, ale przecież nie o to tu chodzi. Dlatego z wielką radością przyjąłem wiadomość, że w tym roku po dwuletniej przerwie znowu w Poznaniu odbędą się targi pojazdów klasycznych.


Na tegoroczny Retro Motor Show jechałem z nadzieją obejrzenia fajnych aut i raczej się nie zawiodłem. Poznaniacy przygotowali wystawę, która nawet takich jak ja lubiących wyłącznie popatrzeć na stare samochody satysfakcjonowała. Większość eksponowanych pojazdów pochodziła ze zbiorów tamtejszych kolekcjonerów i jest w branży znana. Nie jest przecież tajemnicą, że w tej dziedzinie środowisko wielkopolskich zbieraczy ma kilkudziesięcioletnią tradycję. Podobała mi się zwłaszcza kolekcja ciągników rolniczych, wszak rzadko można je zobaczyć a jest to przecież ważny element historii motoryzacji. Fajnie również wyglądał zbiór aut francuskich i amerykańskich.

Mimo pewnych niedostatków tegoroczną wystawę można uznać za udaną i optymistycznie patrzeć w przyszłość. Mam bowiem nadzieję, że w kolejnych latach na Retro Motor Show w większej liczbie pojawią się samochody i motocykle kolekcjonerów także z innych stron kraju, a może i zagranicy.
Jest jednak rzecz, która może nie dotyczy samej wystawy, ale pewnego niepokojącego zjawiska, które na niej dostrzegłem. Chodzi mi o jakość odrestaurowywanych klasyków.

Jako ortodoksyjny miłośnik motoryzacji sprzed lat ze zgrozą patrzyłem na ślicznie pokolorowane stare samochody, które owszem wyglądały bardzo efektownie, ale z oryginałami miały niewiele wspólnego. Pastelowe kolory modeli z epoki PRL-u uzupełnione walącymi po oczach chromami są historycznym, niedopuszczalnym kłamstwem. Nie wspominam już o technologii malowania czy dodawania wyposażenia, którego wtedy nie było. Moim zdaniem owo zjawisko picowania pojazdów zabytkowych wzięło się stąd, że są one, podobnie jak np. obrazy, stare zegary czy porcelana coraz popularniejszą formą lokaty pieniędzy.

Pojawił się rynek, więc jest też oferta. Zaczęły funkcjonować warsztaty, które nie bacząc na to czy taki a nie inny lakier był w palecie przed laty, czy auto miało czarne czy z białymi bokami opony, czy kolorowy paseczek biegł tylko na drzwiach czy całym nadwoziu zdobią motoryzacyjne antyk byle pysznie wyglądał. Najważniejszy jest przecież wygląd a tu już panuje wolna amerykanka bez żadnego związku z tym co się naprawdę w klasyku liczy.

Oczywiście nowobogaccy kolekcjonerzy z totalnych amatorów z upływem czasu (oby!) przeistoczą się w fachowców potrafiących odróżnić pic od rzetelnej renowacji, ale jeszcze musi upłynąć trochę wody w Wiśle. Niestety w ten sposób jeszcze sporo starych aut wcale, odbudowanych zresztą niemałym nakładem „sił i środków” zamiast stać się ciekawym eksponatem będzie jedynie efekciarsko wyglądającym bublem absolutnie niewartym wydanych na siebie pieniędzy.