17.12.2021

Gdy w salonach hula wiatr...

Zwykle pod koniec roku media były pełne reklam i zachęt odnośnie wyprzedaży aut z kończącego się rocznika. Kuszono rozmaitymi, atrakcyjnymi możliwościami finansowania w postaci zniżek, rabatów itp. W tym roku nic takiego się nie dzieje. Nic dziwnego – zakupom nie sprzyja brak nowych aut, drastyczna zwyżka cen samochodów używanych (wobec braku tych pierwszych), na skutek czego komisach hula wiatr...Tylko u jednego ze znanych dillerów szwajcarskich place pełne są aut, ale raczej tych premium, ze średnią ceną znacznie przekraczającą 100 000 złotych.

Pytanie, skąd takie zainteresowanie autami premium? Wydaje mi się, że jest kilka tego powodów.

Po pierwsze zakazany owoc najlepiej smakuje, a teraz popyt znacznie przewyższa podaż; po drugie - przy szalejącej inflacji ludzie uciekają z gotówką i chcą kupić względnie tanio. Po trzecie wreszcie klienci kupują samochody premium (ale tylko benzynowe, bo diesle odeszły bezpowrotnie do lamusa) z silnikami minimum V8 czy R6 bo to prawdopodobnie ostatnie lata ich produkcji.
W zamówieniach znanych niemieckich koncernów królują zatem auta wersji M, AMG ,RS etc.

Mocne silniki turbodoładowane, bardzo bogate wyposażenie, to chyba dobra inwestycja dla dysponujących wolną, ale sporą gotówką. W przyszłości będą to auta kolekcjonerskie, takie jak np. dzisiaj Jaguar E-Type lub MK II, czy Mercedes Gullwing i na pewno nie stracą na wartości.

Jeśli kiedyś ktoś by się mnie zapytał co sądzę o zakupie aut na tzw. magazyn, to bym go wyśmiał, ale dzisiaj w pełni rozumiem takie poczynania. Bo co by nie powiedzieć, to kultura pracy silnika ośmio czy sześciocylindrowego ma się nijak do tych trzycylidrowców. Stąd zapewne ten trend, ograniczany często przez brak pełnego wachlarza opcji i dylemat : czy szybsza dostawa i wyłączenie części wyposażenia (tzw. restrykcyjnych), czy dłuższe oczekiwanie (często ponad rok) ale z pełną konfiguracją. No, ale wiele osób na świecie chciało by mieć taki dylemat.

Do ogólnej, dość nieciekawej sytuacji na rynku aut, głównie osobowych, czyli braku samochodów nowych, w konsekwencji horrendalny wzrost cen pojazdów używanych, dochodzi przyszłość aut hybrydowych (plug in) i elektrycznych. Wydaje się, że proces „elektryfikacji” w Europie Zachodniej i na świecie jest nieunikniony i zaakceptowany mentalnie przez społeczeństwo, bo alternatywa napędu wodorowego to raczej dalsza perspektywa. Widać to przede wszystkim poprzez bardzo dynamiczny rozwój sieci ładowarek i próby ich maksymalnej unifikacji.

Niestety, nie widzę odzwierciedlenia tego trendu nad Wisłą. Co z tego, że mamy mieć ulgi na auta elektryczne, jeśli brak infrastruktury powoduje, że są one póki co traktowane wyłącznie jako pojazdy miejskie. Większość Polaków mieszka w blokach, a nie w domkach jednorodzinnych, gdzie można od biedy naładować samochód nawet z gniazdka. Zatem póki co auta elektryczne będą w większości kupowane przez firmy, które zadbają również o możliwość naładowania akumulatorów, a ponadto będą to wykorzystywać wizerunkowo jako te dbające o środowisko. Zatem, aby auta elektryczne stały się powszechne to najpilniejszą rzeczą jest budowa sieci ładowania. Wydaje mi się , że ta sprawa stała się w tej chwili najpilniejsza.

Powrót do normalności, czyli pełne aut salony i komisy, dostępność ich „od ręki” to perspektywa co najmniej roku. Ponieważ jednak czas biegnie szybko, to nie jest to znowu tak odległa perspektywa.