02.03.2023

„Elektrykiem” do pracy, a ”spalinowym” na urlop

Zeszłoroczne optymistyczne prognozy odnośnie do poprawy dostępności nowych aut, a w konsekwencji wyższej podaży samochodów „z drugiej ręki”, zostały szybko zweryfikowane przez życie. Miało być więcej i lepiej, a będzie drożej i gorzej. Bolączki globalnego rynku motoryzacyjnego przedłużą się zapewne o kolejny rok czy dwa. Dalszy brak komponentów, chipów, poprzerywane łańcuchy dostaw nie dają, niestety, szans na szybki powrót do poziomu produkcji przed kryzysem.


Nie pomaga też zapewne, wiszący jak miecz Damoklesa, przewidywany w roku 2035 koniec produkcji aut tradycyjnych, przynajmniej w Unii Europejskiej, a pewnie też i w USA.

Producenci są więc nieco w rozkroku. W Stanach Zjednoczonych rynek motoryzacyjny staje na głowie. „Elektryki” (vide Tesla) tanieją, a „spalinowe” drożeją coraz bardziej. I to wszystko nie wynika tylko z faktu, że Elon Musk stał się mniej chciwy i obniżył marże. Ford zmuszony był do podobnego ruchu mimo, że musiał jednocześnie ograniczyć produkcję z uwagi na brak komponentów. Według Goldman Sachs, do zrównania sprzedaży aut elektrycznych i spalinowych ma dojść globalnie w roku 2035. Zobaczymy...

A co w Europie? Ano rynek samochodowy spadł do poziomu najniższego od 30 lat. Przyczyny podobne jak za oceanem, czyli półprzewodniki i tzw. produkty wstępne. Nikt też nie jest w stanie przewidzieć jak będzie kształtował się popyt ze strony firm i osób prywatnych, bo to zależy od długości kryzysu gospodarczego, wojny w Ukrainie i ogólnej sytuacji międzynarodowej. A tu nawet kryształowa kula nie pomoże.

Co słychać na rodzimym podwórku? Jakiś czas temu Polski Związek Leasingu i Wynajmu Pojazdów opublikował dane za rok 2022. Powiało optymizmem, bo wedle publikacji wzrost był dwucyfrowy, nieco ponad 10%. Czy zatem wynajem długoterminowy może być swoistym panaceum na brak dostępności aut, drożyznę, brak przyzwoitych aut używanych i nieuchronną „elektryfikację”? Wszak potencjalni klienci walczą z trudną sytuacją gospodarczą, inflacją, rosnącymi stopami procentowymi etc.

Myślę, że w pewnym sensie możemy przyjąć założenie, iż wynajem długoterminowy pomoże złagodzić częściowo ból i zmniejszyć ryzyko. „Full service leasing” jest przecież produktem elastycznym, okres wynajmu może być przedłużany, a w ekstremalnych przypadkach skracany. Zdejmuje z głowy problem okresu przejściowego, czyli zamiany starego auta na nowy. Ale ubezpieczenie, serwis, opony to nie wszystko. Oczekiwania klientów idą znacznie dalej.

Oferowany model - „elektryk” do pracy, a ”spalinowy” na urlop - już się rozwija i zdaje egzamin. Rozszerzanie oferty o możliwości najmu za granicą, zakupu biletów komunikacyjnych (lotniczych, kolejowych etc), obsługa mandatów – to wszystko zwiększy zainteresowanie tym produktem. Przez kilkanaście następnych lat nie widzę zagrożeń dla rozwoju wynajmu długoterminowego. Gdyby jeszcze rozwinąć leasing konsumencki (tu potrzeba zachęt fiskalnych), to na pewno możemy widzieć motoryzacyjna przyszłość w różowych kolorach.

Ale żeby nie było za wesoło, to z cytowanego raportu wynika, że firmy kupiły o prawie 10% aut mniej (proporcje firmy vs indywidualni nabywcy 70% do 30%). Zapaść na rynku aut używanych i nowych to wynik połączonych sił recesji, inflacji, braku podzespołów i obaw o niepewne jutro.
Wskaźniki makroekonomiczne też nie wywołują entuzjazmu, a raczej silnie chłodzą nastroje. Ten główny czyli PMI (ang. Purchasing Managers Index), który służy do oceny koniunktury w sektorze produkcji jest bardzo zły, bo znacznie poniżej 50 pkt. (konkretnie 47,5 pkt.) za styczeń 2023, a przecież 50 punktów to zaledwie poziom neutralny.

Ponieważ przedsiębiorcy potrzebują przewidywalnych (a najlepiej stałych) kosztów, upatruję tu szansę dla firm oferujących usługi CFM. W każdym razie wynajem nieco mniej kuleje niż pozostałe formy finansowania.

Czego zatem możemy oczekiwać w roku 2023? Na pewno kolejnych konsolidacji na rynku CFM, co pozwoli osiągnąć efekt ekonomii skali i zmniejszyć koszty, co z kolei winno wpłynąć na ofertę. Jak przewidują fachowcy, wart grube miliardy dolarów globalny rynek Fleet Management powinien wzrosnąć do roku 2030 prawie dwukrotnie, a jako że i my jesteśmy częścią tego rynku, pozwala nam to pozostać w optymistycznym nastroju.