
Elektromobilność pełna frazesów
Kiedy wydaje się, że idzie ku lepszemu, nagle okazuje się, iż przeciwności losu i droga pod wiatr uderzają w nawet największych optymistów. Powoli pokonujemy braki w podzespołach i opóźnienia w dostawach aut, w tym elektrycznych i hybryd plug in, a tu kolejny cios. Rosnące ceny prądu mogą istotnie ograniczyć zainteresowanie i ekonomiczną opłacalność posiadania samochodu w pełni elektrycznego, jako że hybryda plug in jakoś się może wybroni.
Stawia to pod znakiem zapytania sens posiadania „elektryka” i to nie tylko z uwagi na infrastrukturę, ale duże prawdopodobieństwo drastycznego wzrostu kosztów eksploatacji.
Problem pewnie nie dotknie w miarę zamożnych osób, które korzystają z możliwości bycia ekologicznymi i stać ich na takie „fanaberie” jak posiadanie „zielonych” tablic rejestracyjnych w dość kosztownych autach. Może przekona do zakupu hybrydy czy „elektryka” (już w mniejszym stopniu) posiadaczy fotowoltaiki i to tych rozliczających się według starych zasad, a nie tzw. net billingu. Pozostałych śmiertelników obecna sytuacja nie zachęca do inwestycji w ekologię.
Dodatkowo w „zamrażarce” sejmowej leży od dawna projekt zmiany prawa dotyczący elektrowni wiatrowych (tzw. 10 h , w praktyce „show stopper” czyli kompletnie nieopłacalna inwestycja) tak, że energia odnawialna w Polsce to praktycznie tylko fotowoltaika, w większości zresztą z prywatnych inwestycji.
Mając powyższe na względzie z niekłamanym zaciekawieniem zaznajomiłem się z wnioskami z kongresu „Nowe Mobilności 2022” , który odbył się w Łodzi w pierwszej połowie września. Interesujący jest fakt, iż z 12 wniosków pokongresowych właściwie tylko jeden jest naprawdę do szybkiego wdrożenia, a mianowicie ujednolicenie systemu płatności za usługi ładowania aut elektrycznych. Reszta to, niestety, pobożne życzenia. Stwierdzenia, że Polska winna stawiać na innowacje, że rynek wewnętrzny kluczem do umocnienia Polski w segmencie e-busów (fakt), czy że rozbudowa ogólnodostępnej sieci ładowania musi przyspieszyć to naprawdę - delikatnie mówiąc – frazesy.
Dowiadujemy się też, że Polska jest liderem sektora bateryjnego (wyprzedzają nas „tylko” Chiny, Korea Południowa, USA i Japonia). Dobrze, to bardzo pozytywne tylko co z tego wynika zważywszy, że inwestycje w Polsce są najniższe od dziesięcioleci i nic nie wskazuje na to, by sytuacja miała się zmienić, co może spowodować, że liderami sektora bateryjnego staną się inne państwa.
Kolejny wniosek też nie jest bardzo odkrywczy. Chodzi o elektryfikację flot samochodowych ze wskazówką, iż wymaga ona kompleksowego planowania. Tymczasem projekty te od kilku dobrych lat są z sukcesem wdrażane przez czołowe firmy z sektora Car Fleet Management.
Chyba nie trzeba było także zbierać tak szacownego grona aby stwierdzić, że program „Mój elektryk” nie jest idealny. Tak jak stwierdzenie, że konieczne jest kompleksowe edukowanie o elektromobilności, czy też o barierach administracyjnych, etc. Nie jestem przeciwnikiem tego rodzaju spotkań, ale odnoszę wrażenie, że ich organizatorzy mają znakomite samopoczucie dobrze spełnionego obowiązku.
Brak jest natomiast strategicznych planów jak ograniczyć wzrost cen energii, aby klient był zmotywowany do rozważenia zakupu auta elektrycznego czy hybrydy plug in.
Przy drastycznym wzroście kosztów energii dopłata kilkunastu tysięcy złotych do ceny i tak bardzo drogiego auta na i tak bardzo drogi prąd, nie wydaje mi się wystarczającą motywacją i zachęceniem do inwestycji w auto zeroemisyjne, przynajmniej osobowe.
Co innego jeżeli chodzi o autokary elektryczne, ciężarowe samochody elektryczne czy, w przyszłości, samoloty - na pewno tak. Ceny energii nie wstrzymają tych projektów i ich szybkiego rozwoju, jako że zakładają znaczącą redukcję kosztów i zanieczyszczenia środowiska. Ale w przypadku aut osobowych każdy potencjalny użytkownik, nie używając kalkulatora, szybko policzy co mu się bardziej opłaca.
Jeśli nie zwiększymy udziału zielonej energii, nie zmienimy prawa budowy elektrowni wiatrowych, nie przestaniemy zniechęcać, przez zmiany przepisów, do inwestowania w fotowoltaikę, zapomnijmy o rozwoju elektromobilności. Na domiar złego jeszcze benzyna tanieje, co też podważa zasadność posiadania silnika elektrycznego w aucie.
I tylko pozostaje mieć nadzieję, że zima będzie lekka, a temperatury dodatnie.