23.06.2021

Co by tu jeszcze zelektryfikować

Motoryzacja stawia na prąd i chyba nie ma już od tego odwrotu. Nieśmiałe głosy, że może spróbować z wodorem albo jakimś gazem na razie giną w hałasie powodowanym przez elektromobilnościowe lobby. Co rusz bowiem dowiadujemy się o nowym aucie wyposażonym tylko w silnik na prąd a końca nie widać. Mogę się tylko domyślać, że w tajnych schronach, w których dojrzewa polski narodowy wóz elektryczny nie gasną ani na chwilę światła, bo czasu mało, a naród z utęsknieniem czeka na Izerę.

Trochę więc obojętnie przyjąłem zaproszenie na prezentację Jeepa Wranglera jeszcze nie całkiem zelektryfikowanego, ale przynajmniej z jednym silnikiem na prąd. Jeep już kilka miesięcy temu wprowadził do oferty hybrydowe Renegade i Compassa. Ceny wprawdzie obu są trudne do zaakceptowania przez tych co żyją z 500+, a nawet za średnią krajową, ale z technicznego punktu widzenia oba Jeepy są warte uwagi. Czy jednak silnik na prąd we Wranglerze to jednak nie fanaberia rozkapryszonych Amerykanów? Od razu odpowiem, że nie!

Siedzę w motoryzacji już parę lat, ale jakoś nie przekonywało mnie łączenie charakteru terenowego twardziela jakim jest Wrangler z finezyjnym było nie było napędem hybrydowym. Nie po raz pierwszy w czasie wspomnianej prezentacji przekonałem się, że tylko empirycznie można się do czegoś albo zdecydowanie przekonać albo coś z obrzydzeniem odrzucić. I tak się stało w moim przypadku po zapoznaniu się z możliwościami Wranglera napędzanego hybrydą typu plug-in.

Na autostradzie z terenowymi oponami Wrangler zachowuje się, jak muzyk z kapeli podwórkowej na scenie w filharmonii. Na szczęście dość szybko zjechaliśmy z asfaltu i na szutrze, a potem także w błocie zelektryfikowany Wrangler 4xe poczuł się jak u siebie. W pewnym momencie kazano nam nawet wyłączyć inne niż elektryczne napędy i ruszyć po błocie pod górę. Spięci wszystkimi blokadami i wsparci systemami 4 x 4, jakie w tym modelu są osiągalne ruszyliśmy w nieznane. Przy śpiewie ptaków i dobrze słyszalnym szumie drzew (wszak silnik na prąd nie hałasuje) auto szło tam, gdzie mu kazano jakby nic się nie działo. Mało tego, gdy zjeżdżaliśmy z góry prąd ponownie trafiał do zbiorników pod podłogą. Pomyślałem wtedy, że dla poszukiwaczy przygód tam, gdzie nie wolno wjeżdżać hałaśliwym i smrodzącym „dżipem” wjazd przestawionym tylko na prąd Wranglerem jest możliwy. Wyobraźnia podpowiada mi kolejne interesujące wykorzystanie bezemisyjnego i bezszelestnego auta terenowego spod znaku Jeepa.

Pada zatem, przynajmniej w moim umyśle kolejny mit, że coś do czegoś nie pasuje. Otóż prąd na bezdrożu ma sens, a przynajmniej w takim wydaniu jakie oferuje Jeep Wrangler 4xe.

Przy okazji pomyślałem sobie, że może przydałoby się zelektryfikowanie póki co ryczących łodzi pływających wciąż po mazurskich jeziorach. Niektórych fanów off-roadu na wodzie dobro ludzi i przyrody na razie nie rusza, ale może gdy się pojawią motorówki na prąd to zasmakują także w bezgłośnym pływaniu?