26.01.2023

Chińskie problemy światowej motoryzacji

Jak zwykle z początkiem roku pojawia się wiele publikacji i prognoz na temat tego, co wydarzy się w nadchodzącym roku i w niedalekiej przyszłości. Jedną z takich prognoz zainteresowałem się szczególnie, a pojawiła się ona w bardzo ważnym i profesjonalnym ogólnopolskim dzienniku. Jej autor zastanawia się, czy aby nie następuje powolny odwrót inwestorów i producentów aut z Państwa Środka. Jako przykład podał fakt wycofywania się firmy produkującej Jeepy z rynku chińskiego, rzekomo spowodowany trudnymi warunkami (również fiskalnymi) dla zagranicznych inwestorów w tym kraju. Otóż akurat ten przykład wydaje mi się nieco niefortunny, bo prawdziwy powód takiego stanu rzeczy chyba tkwi gdzie indziej.


Od ponad pięciu lat spada dramatycznie zainteresowanie klientów produktami marki Jeep, a ich sprzedaż z prawie 150 000 sztuk spadła w ciągu prawie pięciu lat do nieco ponad 20 000 sztuk w roku 2021 i dalej nurkuje.

Wydaje mi się, że to typowe robienie dobrej miny do zlej gry. Co innego przecież polityka uniezależniania się od chińskich komponentów, chipów, metali ziem rzadkich, a co innego polityka wycofywania się z rynku z tak prozaicznych powodów jak brak popytu.

Odważne jest też stawianie tezy o szansie Polski w tym całym układzie. Bo długo jeszcze rynek chiński pozostanie nienasycony, volumeny sprzedażny olbrzymie i istotne (w przypadku koncernów niemieckich szczególnie) od kilkuset tysięcy do prawie miliona sztuk rocznej sprzedaży.

Przykładowo dla koncernu BMW to cały czas 30% sprzedaży wszystkich marek (BMW, Mini, Rolls Royce) w roku 2021. Zatem nie ma mowy, aby Mercedes, grupa VW czy BMW zamknęły tam swoje fabryki i przeniosły produkcje gdzie indziej, tylko gdzie? Nie wydaje mi się zatem trafiona teza o trendzie ucieczki z Chin. Jeszcze bardziej ryzykowne jest twierdzenie o szansie dla Polski w tym aspekcie.

Trzeba przede wszystkim mieć i zdobywać zaufanie inwestorów do rynku, a ponadto mierzyć siły na zamiary. Miałem przyjemność oglądać fabrykę BMW w Shenyang – robi wrażenie i będzie robiła jeszcze bardzo długo (notabene również długo trwały procedury jej uruchomienia łącznie z założeniem spółki na terenie Chin z lokalnym kapitałem) . Oczywiście nie wiadomo, jak będzie w przyszłości, ale na dzisiaj osobiście nie widzę aż takiego zagrożenia. Zachodnie koncerny po to budowały fabryki w USA czy w Azji, gdyż tam są po prostu klienci. I pewnie jeszcze długo będą. Postępująca w Europie elektryfikacja pozwoli fabrykom w USA , Azji czy RPA produkować jeszcze długo tradycyjnie napędzane auta, bo będzie na nie popyt. A jak już miałbym przenosić produkcję z Chin to pewnie wybrałbym Indie, bo to biznesowo i strategicznie logiczne i bezpieczne.

Jeśli natomiast chodzi o kwestie wyboru przez Polskę partnera do produkcji rodzącej się w bólach Izery, to tu nie byłbym takim pesymistą. Produkcja jeszcze długo nie ruszy; nie wiemy, co jeszcze w głowach decydentów się narodzi. Ja bym się trzymał Europy i USA, bo to strategicznie pewniej, bezpiecznie i logicznie. Ale ponieważ już wiele słyszeliśmy o milionie aut elektrycznych, które już niebawem miały poruszać się po naszych drogach, to zachowałbym daleko idącą powściągliwość i spokojnie obserwował rozwój sytuacji.

Z tanimi i niekompatybilnymi produktami jest jak w słynnym przysłowiu angielskim ”you get what you pay for” czyli „dostaniesz to, za co zapłacisz”, albo - może bardziej a propos - ”if you pay peanuts, you get monkeys”. W przypadku kontaktów z Chinami należy być ostrożnym, aby nie zapłacić za dużo, a otrzymać kiepskiej jakości towar.